Kozowie

MARIANNA i ANTONI KOZOWIE

Na podstawie wspomnień Ireny Garbacz z domu Koza

Z ziemi

Marianna Koza pochodziła z siekierkowskiej rodziny Młotków, a Antoni Koza przyjechał na Siekierki spoza Warszawy. – Ojciec był gospodarzem – wspomina pani Irena. – Nie miał jednak własnej ziemi, dzierżawił ją od innych ludzi. Uprawiał warzywa, hodował konie i świnie. Tu wszyscy na początku żyli bezpośrednio z tego, co dała im ziemia.
Antoni i Marianna pobrali się jeszcze przed II wojną światową. Antoniego nie było na Siekierkach, walczył na froncie, a Marianna straciła swojego pierwszego syna i razem z resztą mieszkańców musiała uciekać z Siekierek w sierpniu 1944 roku. Po zakończeniu wojny Antoni odnalazł żonę i razem wrócili na Siekierki. – Warszawa jeszcze dymiła, a mama już ciągnęła tu, na stare śmieci – opowiada pani Irena. Mimo że dach przeciekał i było wiele innych zniszczeń, przez pierwsze miesiące mieszkali w szkole przy Gościńcu. – Ile mieli garnków i misek, wszystkie podstawiali jak deszcz padał – mówi pani Irena.

Pod lodem

W 1946 roku urodziła im się córka Irena. Wkrótce rodzice postawili dom przy ulicy Gościniec 17e, w którym pani Irena mieszkała do roku 1970. Dzieciństwo na Siekierkach było jak z bajki. – Na Wilanówce jeździliśmy na łyżwach. Jak był mróz, to woda nawet do 30 centymetrów zamarzała. Była tak czysta, że nawet roślinki pod tym lodem można było obserwować. – opowiada z entuzjazmem. – Niezwykły to był widok. A na sanki chodziliśmy na fort.
W 1970 roku, gdy Siekierki były jeszcze w czerniakowskiej parafii św. Bonifacego, odwiedził je prymas Stefan Wyszyński. W imieniu siekierkowskich gospodarzy witających prymasa wystąpił Antoni Koza (zdj. 1 i 2). – Tata był bardzo przejęty tym spotkaniem – wspomina pani Irena. – A ja pamiętam bardzo dobrze tę małą kapliczkę i śpiewy majowe, na które jako mała dziewczynka biegałam z dużą frajdą.
Antoni Koza zmarł w lutym 1973 roku, jego żona Marianna siedem lat później.