Historia
Roccy
MARIANNA i STANISŁAW ROCCY
Na podstawie dokumentów i opowieści Mieczysława, Leszka i Stanisława Rockich, Mieczysławy Michoń, Ireny Januszko i Lilianny Walędzik z domu Rockich
Pierwszy chrzest
„Zdarzyło się we wsi Wilanów 21 listopada (4 grudnia) 1900 roku o godz. 3 po południu. Stawili się osobiście Stanisław Rocki zamieszkujący we wsi Siekierki, 25 letni, w obecności Wojciecha Rockiego i Stanisława Adamczyka, gospodarzy we wsi Siekierki, i przedstawili nam niemowlę płci męskiej, oświadczając, że urodziło się we wsi Siekierki 16 (29) listopada o godz. 8 wieczorem z jego prawowitej żony Marianny z Piotrowskich, dwudziestoletniej. Niemowlęciu owemu na chrzcie świętym nadano imię Stefan, podającymi do chrztu byli Robert Sobociński i Marianna Rocka z Siekierek” – głosi jeden z najstarszych dokumentów z archiwum rodziny Rockich. Opisuje chrzest pierwszego syna Stanisława i Marianny Rockich, Stefana, który później walczył w legionach Piłsudskiego i był żołnierzem zawodowym Wojska Polskiego. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku i został ranny. W 1920 roku zawarł związek małżeński z Melanią z Dzierzbickich (zdj. 41). Mieli troje dzieci: Władysława, Janinę Wandę i Helenę.
Marianna i Stanisław dochowali się ośmiorga dzieci: Stefana, Józefa, Natalii (po mężu Adamczyk), Antoniego, Gustawa, Bolesława, Jadwigi (po mężu Foch) i Mieczysława. W 1916 roku kupili ziemię przy ulicy Wschodniej (obecnie Gwintowej) i zbudowali swój pierwszy dom. Rodzina ciężko wspólnie pracowała. W 1937 roku zginął tragicznie syn Bolesław. Stanisław Rocki umarł w maju 1939, a we wrześniu wybuchła II wojna światowa.
Tragiczne karty z historii rodziny
Bracia Józef i Antoni Roccy mieli za żony siostry: Zofię i Janinę z Wardeckich. Obaj zostali zabrani przez Niemców z grupą ponad 120 mężczyzn z Siekierek 23 sierpnia 1944 roku. Do dziś nie wiadomo jak zginęli. Upamiętnia ich jedynie tablica na murze przy kościele o.o. Bernardynów na Czerniakowie. Zofia, żona Józefa, samotnie wychowała troje dzieci: Jana, późniejszego męża Haliny Rockiej z domu Kobiałka, Helenę (po mężu Wojewódka) i Wiesława. Antoni i Janina mieli trzy córki: Melanię, Danutę i Halinę. Janina wyszła za mąż po raz drugi.
Pocztówki z wojennej tułaczki
Gustaw Rocki, jako 22-letni chłopak, w 1932 roku ukończył z bardzo dobrym wynikiem kurs samochodowy. W 1937 kupił swój pierwszy samochód. Maszyna marki Ford była jedną z pierwszych taksówek na Siekierkach. 17 września 1938 roku poślubił Stefanię z domu Nita. Świeżo upieczony mąż został zmobilizowany do wojska w sierpniu 1939. – Już jako żołnierz przyjechał na Siekierki 2 września 1939 roku, aby złożyć życzenia imieninowe swojej żonie. Nie było go potem sześć lat – wspominają synowie Leszek i Stanisław Roccy.
Macierzysta jednostka Gustawa została przeniesiona do Lidy (obecnie Białoruś). Kiedy 17 września nastąpił atak wojsk sowieckich, jednostka otrzymała rozkaz przebicia się do Rumunii. Gustaw Rocki pełnił funkcję kierowcy tankietki. Jednostka przekroczyła granicę Polski w Zaleszczykach i została internowana w Rumunii.
Na wiosnę 1940 roku Gustaw z grupą kolegów żołnierzy przedostał się przez Węgry, Jugosławię i Włochy do Francji. Tam został przydzielony do nowo formującej się 2 Dywizji Strzelców Pieszych pod dowództwem gen. Bronisława Prugara-Ketlinga. W czerwcu, po ataku Niemców na Francję, dywizja broniła linii Maginota. Wojska francuskie skapitulowały bardzo szybko i już w czerwcu 1940 roku polska dywizja w pełnym składzie i uzbrojeniu przekroczyła granicę Szwajcarii, gdzie żołnierze zostali internowani.
– Tata z każdego miejsca wysyłał wiadomości, głównie były to pocztówki – opowiada pan Stanisław – więc rodzina znała jego losy. Czasem pisał bardzo śmiesznie, bo nie chciał do końca wyjaśniać, gdzie jest i co dokładnie robi. Mamy m.in. kartkę, wysłaną z okazji świąt Wielkiej Nocy w 1940 roku, w której pisał „Nie płacz Kochana Niusieńko, wrócę”.
2000 kilometrów w 33 godziny
Od wiosny 1941 roku władze szwajcarskie zrezygnowały z gromadzenia internowanych w wielkich obozach. Zorganizowano osiem zgrupowań obozów. Żołnierze byli w większości kierowani do prac na rzecz gospodarki szwajcarskiej. Początkowo wznosili umocnienia polowe dla armii, później budowali drogi i tunele o znaczeniu wojskowym. Brali też udział w pracach rolnych. – Tata znalazł się w kantonie Ticino – wspominają synowie. – Praca była płatna. Jeśli pracował na równinie, w polu, dostawał 2 franki szwajcarskie, a jak na stromych zboczach, przy ścince drzewa, gdzie musieli się do drzew przywiązywać, bo zbocza były bardzo strome, to 15.
W 1944 roku internowani uzyskali możliwość wstąpienia do armii generała Andersa. Około 7 tysięcy żołnierzy się zgłosiło, dostali inne mundury. – Nasz ojciec wrócił do Francji, a potem pierwszym transportem do Warszawy, miał trzy dni na dotarcie do stolicy – mówią synowie. Był mroźny koniec listopada 1945 roku, kiedy Roccy zapakowali się na wóz z sianem i pojechali na Dworzec Główny odebrać Gustawa. Dzięki temu, że znał francuski i włoski, po powrocie od razu podjął pracę w misji Czerwonego Krzyża na Polskę. Dostał samochód z czerwonym krzyżem. – Raz nawet udał mu się prawdziwy wyczyn: 33 godziny i 2000 kilometrów, z Warszawy do Lozanny – opowiada z dumą syn Stanisław. – Pisała o tym szwajcarska prasa. Przez tę pracę miał kłopoty z Urzędem Bezpieczeństwa.
Następny własny samochód Gustaw kupił w 1947 roku. Ponownie został taksówkarzem. Miał ze Stefanią troje dzieci: syna Leszka, córkę Krystynę i najmłodszego Stanisława.
Siostrzana miłość
Mieczysław, najmłodszy syn Marianny i Stanisława Rockich, absolwent I Miejskiej Szkoły Rzemieślniczej w Warszawie imienia Michała Konarskiego, w nagrodę za bardzo dobre wyniki w nauce został wytypowany do odbycia praktyki w Budapeszcie. Otrzymał swój pierwszy paszport i wyjechał. Tragiczny wrzesień 1939 roku zniweczył plany dalszej nauki. 17-letni Mieczysław, choć mógł pozostać na Węgrzech, wrócił przez Lwów do Warszawy. Pozostałe rodzeństwo miało już w tym czasie własne domy i rodziny. Mieczysław mieszkał z mamą Marianną przy ulicy Wschodniej i pomagał w gospodarstwie. Mieli krowy i konie. Pewnego dnia wieczorem brat Stefanii Rockiej (żony Gustawa Rockiego) z ulicy Nadrzecznej przyniósł do stajni Rockich kilka gołębi. O poranku wystraszone ptaki chciały wrócić do domu i pofrunęły w kierunku Wisły. Od razu dostrzegli je Niemcy i uznali, że to gołębie pocztowe, przenoszące tajne informacje na drugą stronę rzeki. Jeden z żołnierzy bardzo szybko zjawił się na podwórku i od razu zaczął strzelać. Mieczysław odchylił głowę i kula przebiła framugę drzwi stajni, przy których stał. Siostry Natalia i Jadwiga wybiegły przed dom, jeszcze w nocnych koszulach, i padły Niemcowi do nóg, błagając o darowanie życia bratu. Była z nimi także matka Marianna. Żołnierz uderzył ją kolbą karabinu, a Mieczysława zabrał do szkoły, w której stacjonował niemiecki oddział. – Tata nam mówił, że to Herman, dowódca tych żołnierzy, go wybronił – opowiada pani Lilianna Walędzik – Powiedział, że to jeszcze młody chłopiec i że w domu Rockich przy Wschodniej nie ma żadnej organizacji.
Żywa fotografia
„Najdroższemu bratu Gustawowi wybranka mojego życia” – opatrzona taką dedykacją fotografia młodziutkiej Katarzyny z domu Kij i Mieczysława Rockiego dotarła w 1942 roku do brata Gustawa przebywającego w Szwajcarii.
W październiku 1942 kareta zaprzężona w cztery konie zawiozła ich do kościoła o.o. Bernardynów, gdzie młodzi wzięli ślub. Ich szczęście trwało krótko, w kwietniu 1943 roku 20-letni Mieczysław został aresztowany podczas łapanki w Warszawie. Tak rozpoczęła się jego obozowa gehenna: aleja Szucha, Pawiak, Oświęcim-Brzezinka, potem położony w Dolnej Saksonii Bergen-Belsen, a na koniec filia obozu w Neuengamme, obóz KZ-Hannover-Stocken. Wytatuowany w Oświęcimiu na prawym przedramieniu numer 121 601 towarzyszył mu do końca życia.
W listopadzie 1943 roku Katarzyna urodziła córeczkę, która na cześć nieobecnego ojca dostała imię Mieczysława. Katarzyna poszła do zakładu fotograficznego i zrobiła sobie zdjęcie z córeczką, które wysłała mężowi. Dzięki ludziom dobrej woli dotarło do adresata, aż do Niemiec.
W sierpniu 1944 roku Siekierki zostały wysiedlone i spalone. Drewniany dom rodzinny Kijów, wiśniowy, z wieżyczką, spłonął doszczętnie. Katarzyna Rocka z ośmiomiesięczną córką na ręku i resztą rodziny ewakuowała się w stronę Pruszkowa. – Podczas pierwszego postoju jeden z żołnierzy niemieckich zapytał „Czy ty nic nie masz dla dziecka?”. Mama się przestraszyła, ale żołnierz poszedł z nią i 12-letnim siostrzeńcem Marianem na Siekierki, poradził wziąć wózek i włożyć do niego, co się da. To był jeden z dobrych Niemców – mówi pani Mieczysława Michoń, córka Katarzyny i Mieczysława – Powiedział, żeby wzięła też torebkę, bo jak spotka męża, to będzie z nim chodziła na spacery. Być może sam miał żonę i dzieci…
Wysiedleńcy z Siekierek trafili przez Pruszków na wieś, pod Opoczno. Na długie miesiące, bo tam zastało ich wyzwolenie. Już w styczniu 1945 roku rodzina Kijów wróciła na Siekierki.
Nowy dom
W kwietniu 1945 roku rozpoczęto ewakuację obozu KL Neuengamme, w którym przebywał Mieczysław Rocki. Pociągi odjeżdżały też do Francji, Belgii i Anglii, ale Mieczysław wybrał ten do Polski. Dotarł na Dworzec Główny w Warszawie pod koniec listopada 1945 roku. – Jest 5 − 6 rano, ciemno, śnieg wali, tak trudno znaleźć drogę w tych gruzach, ale idę – opowiada pan Mieczysław. – Mijam Agrykolę, patrzę, na furmance jedzie mama, a obok idzie szwagier Adam, mąż siostry Natalii. Jechali z mlekiem na gospody.
Na początku Mieczysław z żoną mieszkał u jej rodziców, potem u swoich, przy ulicy Wschodniej. W kwietniu zaczął zwozić cegły na Polską, aby ponownie postawić tam dom. – Cegły po zbombardowanych budynkach leżały na ulicy, tylko je brać – wspomina pan Mieczysław. – Woziłem je wozem na żelaznych obręczach. Do nowego domu przy Polskiej przeprowadziliśmy się z żoną i dzieckiem w lipcu 1946 roku.
W tym domu wychowały się wszystkie dzieci Katarzyny i Mieczysława Rockich, siostry: Mieczysława, Irena, Lilianna, oraz bracia: Wojciech, Andrzej i Krzysztof.
Opisane historie są tylko fragmentem świetnie udokumentowanej historii rodziny Rockich. W dużej mierze rodzina zawdzięcza to skrupulatności Stefanii Rockiej, która siatki z dokumentacją przechowała na strychu domu przy ulicy Gwintowej (kiedyś Wschodniej). Odkryte zostały dopiero po jej śmierci przez synów Leszka i Stanisława Rockich.
Portrety członków rodziny























