Antolakowie

MARIA i JULIAN ANTOLAKOWIE

Na podstawie wspomnień córki Ewy Rudolph z domu Antolak, na podstawie opowieści jej rodziców o ich młodości i czasie okupacji niemieckiej

Barszcz z karmelu

Ród Ignasiewiczów osiedlił się na Augustówce w drugiej połowie XVIII wieku. Mężczyźni byli w fachu murarskim, ale jeden z pradziadków zatrudniony był w kuchni w Pałacu Wilanowskim. Podobno to on wymyślił przepis na barszcz brązowy ze smażonego cukru karmelu…
Kobiety zajmowały się wikliniarstwem. W domu dziadka Ludwika Osucha, babci Marianny z domu Ignasiewicz, w którym wychowały się cztery córki: Ludwika, Stanisława, Maria (zdj. 1) i Waleria, jeszcze po wojnie znaleźć można było przykłady najróżniejszych koszy, które sprzedawało się w Warszawie.

Okazje

Maria Antolak, zwana przez rodzinę Manią, znalazła posadę w warszawskim sklepie u Jakubowskich przy pl. Zbawiciela, którego właścicielkę pani Maria odwiedzała później przez wiele następnych lat.
Cała rodzina była z pracy Mani zadowolona, szczególnie dzięki przynoszonym stamtąd smakołykom. Lecz nie tylko. W sklepie było dużo okazji do zapoznania interesujących młodych mężczyzn np. dostawców towarów. Spośród nich pani Maria wybrała, urodzonego w Rososzy koło Garwolina, Juliana Antolaka (zdj. 2).
Julian jako młody chłopiec stracił rodziców w I wojnie światowej. Dwóch braci i jedna siostra zostali sierotami. Musieli się sami utrzymać. Jeden z braci wyjechał do Ameryki za chlebem.
Najstarsza siostra Anna wyszła za mąż za kolejarza w Warszawie, zamieszkali w jednym z drewnianych domów kolejarskich w Józefowie pod Warszawa, dokąd przygarnęła drugiego brata Juliana. Chłopiec był zdolny i pracowity. Już w bardzo młodym wieku zaczął pracować w różnych gospodarstwach i budowach.

Tragiczna data

Maria i Julian Antolak pobrali się w kościele w Wilanowie 14 sierpnia 1939 roku. Już następnego dnia 15 sierpnia rozpoczęła się mobilizacja i młody małżonek został powołany do wojska. Tragiczny moment na rozpoczynanie wspólnego życia…
Jeszcze przed ślubem ze zgromadzonych przez siebie oszczędności kupili posesję liczącą ok. 4000 metrów kw., podobnie jak w przypadku domostwa dziadków Osuchów, była w pierwszym rzędzie przy Wiśle. Było tam bezpiecznie, ponieważ istniał już wał chroniący przed powodzią, a także wygodnie, bo bardzo blisko do wikliny rosnącej na kępach Wisły. Bardzo chcieli mieszkać na swoim i zaczęli się budować, najpierw kuchnia i pokój, ściany i sufit umacniając trzciną i gliną.

Ułan

Julian jako żołnierz kawalerii ułańskiej uczestniczył w Kampanii Wrześniowej. Po kapitulacji, wraz innymi żołnierzami zamknięty został w stalagu, z którego uciekł do ukochanej Mani. Po wojnie został uznany Kombatantem Wojennym.

Tytoń i Króliki

W czasie okupacji, względnie spokojnej na Augustówce, w 1943 r. w domu Marii i Juliana Antolaków na świat przyszła Emilia (zdj. 3). Żeby utrzymać rodzinę Maria sprzedawała w Warszawie robione w domu kosze, a także kupowane w Wilanowie i Piasecznie tytoń i papierosy. Bardzo pomagały jej w tym kontakty, które nawiązała pracując jeszcze u Jakubowskich. Takie wyprawy były niebezpiecznie. Nie raz musiała padać na ziemię, kiedy naokoło spadały bomby.
Julian natomiast hodował króliki, które sprzedawał potem stacjonującym w okolicy niemieckim żołnierzom.
A malutka Emilia dostała uszyte przez mamę futerko z króliczej skóry.

Brzytwa

Julian, dzięki swojej fantastycznie dobrej brzytwie, golił też niemieckiego oficera. Nie tylko zarabiał tym na utrzymanie rodziny, ale i sobie życie uratował. Pewnego dnia dostał się do łapanki mężczyzn, których miano rozstrzelać w ramach kary za sabotaż. Niemiecki żołnierz ochronił pana Antolaka od rozstrzału, twierdząc, że jeśli Julian będzie ”kaput” to kto będzie golił jego oficera. A i mięso z królików dobrze smakowało. Ale oczywiście był jednym z tych ”dobrych” Niemców. Nie zawsze jednak udawało się wychodzić z opresji obronną ręką. W 1944 został zesłany na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie trafił do gospodarstwa rolnego. Tam wszyscy mówili po niemiecku, nauczył się trochę tego języka i później czasami odpowiadał swoim dzieciom po niemiecku na ich pytania.

Ofiary wojny i po wojnie

Nie cała rodzina niestety przeżyła wojnę i odbudowę. Jeden z wujków pani Ewy Antolak stracił życie na alei Szucha podczas przesłuchania. Jego syn wraz z kilkoma kolegami, tuż po wojnie stracił życie gdy wybuchł granat nad Wisłą.

Wdzięczność

Pani Maria często opowiadała swoim dzieciom historię o żołnierzu AK, który nazywał się Arent. Przepłynął Wisłę uciekając przed Rosjanami, którzy znajdowali się już po drugiej stronie rzeki. Zapukał do pierwszego domu przy samej Wiśle, który był domem Antolaków. Tam dostał pomoc, schronienie i ubranie. Obiecał, że się za to odwdzięczy. Nigdy jednak nie wrócił. Choć sąsiedzi długo jeszcze później twierdzili, że gospodarstwo u Antolaków tak dobrze prosperuje dzięki jego wdzięczności.
Po wyzwoleniu, w 1945 roku urodziła się Elżbieta (zdj. 4). Dom trzeba było rozbudować o więcej pokoi. Julian znalazł pracę blisko domu, w Przedsiębiorstwie Wodociągowym na ul. Czerniakowskiej. Syn Paweł urodził się w 1947 roku (zdj. 5). Wtedy pani Maria zajmowała się domem, dziećmi i dużym ogrodem. Uprawiane w nim warzywa i owoce wozili potem wspólnie z Julianem do Warszawy i sprzedawali w sklepach i na targach.

Mirabelki i chryzantemy

To przedsięwzięcie handlowe tak się udało, że Maria i Julian wydzierżawili od gminy prawie hektar ziemi niedaleko Fortu Augustówka, na plantacje drzew mirabelek i warzyw. Sezonowo zatrudniali ludzi z okolicy do pomocy.
Alicja urodziła się w 1950 roku (zdj. 6). Pan Julian zmienił pracę, został zatrudniony w warsztacie mechanicznym Zajezdni Autobusowej na ul. Łazienkowskiej. Dom całkowicie zbudowano, wyposażono w łazienkę i dobudowano werandę. W dużym ogrodzie powstała szklarnia, w której rosły przeznaczone na sprzedaż wczesne ogórki i pomidory, a jesienią chryzantemy.
W tzw. międzyczasie urodziły się dwie najmłodsze córki z całej szóstki rodzeństwa, Ewa w 1953 roku (zdj. 7 i 8) i Barbara w 1956 roku (zdj. 9).

Zbiory

Położenie posiadłości na Augustówce przy Wiśle okazało się dobrym źródłem dochodów, nie tylko dzięki wiklinie na koszykarstwo, ale też dobrej urodzajnej ziemi przy Wiśle, która rodziła owoce i warzywa, które sprzedawano w Warszawie.