Stefan Wiechecki

„WARIACKIE PAPIERY”, Wiech 1957

„Tacy już jesteśmy, że boli nas bardzo wszelkie pominięcie, choćby nawet chodziło o wawrzyn Akademii Literatury. Czyż tedy można się dziwić Pani Agnieszce Talarek, właścicielce domu na Siekierkach, że dotknęło ją głęboko niezaproszenie do wspólnej fotografii zorganizowanej przez jej własnych lokatorów na jej rodzonym podwórku. W dodatku lwia część grupy pozującej do pamiątkowego zdjęcia nie płaci od szeregu miesięcy komornego, nie mówiąc już o samym fotografie-amatorze, Panu Zygmuncie Zającu, który zalega za dwa lata. Obrażona gospodyni z początku obserwowała przygotowania zza firanki, w pewnym momencie nie wytrzymała, wyjrzała oknem i krzyknęła: – Panie Gibasiewicz, nie opieraj się pan o drzewko! Było to adresowane do lokatora z parteru, który stojąc z lewej strony grupy złożonej z dwudziestu dwu osób przybrał malownicza pozę, istotnie lekko dotykając łokciem rosnącego na podwórzu kasztana. Zamiast się upokorzyć i opuścić rękę, Pan Gibasiewicz uśmiechnął się tylko drwiąco i odkrzyknął: – A co, boi się pani gospodyni, że nie będzie się miała ma czym powiesić?! Jest przecież trzepak!”