Lewandowscy

FELICJA i JÓZEF LEWANDOWSCY

Na podstawie wspomnień Mirosława Lewandowskiego

„Tu się kiedyś dziewczyna utopiła”

Karczma zawsze kojarzyła się z miejscem spotkań, wymianą plotek i swego rodzaju centrum życia społecznego. Ta, którą prowadził przed wojną na Siekierkach Kacper Janowski, także pełniła taką funkcję. Poza tym budynki w jej pobliżu udostępnione były pod wynajem. W jednym z nich zamieszkał Józef Lewandowski, późniejszy dziadek Mirosława. Niedługo potem kupił plac kilka posesji dalej, przy ulicy Gościniec, i zbudował na nim dom. Część cegieł pochodziła z rozebranego soboru z dawnego placu Saskiego, dziś Piłsudskiego. Na placu stał krzyż. − Wcześniej były tu bagna i krążyły legendy, że dziewczyna się tutaj utopiła. Wybrano suche miejsce i postawiono krzyż. Na pewno jest sprzed 1924 roku, bo wtedy była ostatnia wielka powódź na Siekierkach, woda na Gościńcu stała równo z oknami. A baty, długie, wąskie łodzie, do ogrodzeń przyczepiano i na nich transportowano zwierzęta aż do Nepomucena, tam gdzie teraz jest TVN – opowiada pan Mirosław.

Wyrok

W domu zamieszkał Józef Lewandowski z żoną Marianną i pięciorgiem dzieci: Józefem, Lucyną, Haliną, Mieczysławem i Marią. Nie zdążył pierwszego piętra domu wykończyć, gdy zmarł w 1937 roku. Przyjechał z robót w Ciechanowie, położył się i już nie wstał z łóżka. Wkrótce wybuchła II wojna światowa. Owdowiała Marianna sama musiała zatroszczyć się o rodzinę. Własnoręcznie wyplatane koszyki sprzedawała Niemcom na pociski, a bardziej kwadratowe − warszawiakom, na węgiel. − Cała moja rodzina przeżyła wojnę, nikt nie zginął – mówi pan Mirosław. Józef był najstarszym synem, urodził się w 1915 roku. To on podczas majówek przy krzyżu na szczudła zakładał kalesony i zjawę udawał. Gdy wybuchła wojna, wyruszył do walki z Modlina. Po upadku frontu uciekał do Rumunii, jednak przed przekroczeniem granicy żołnierze rosyjscy rozbili cały oddział i musiał wracać do Polski. Przed granicą zdjął wojskowe ubranie. Został tylko w płaszczu po koledze, na który założył cywilną kurtkę. Płaszcz miał pięć dziur po rosyjskim bagnecie. Obiecał oddać rodzinie zmarłego. Wrócił na Siekierki, a potem jeździł na wschód handlować. Stamtąd dostał się do niemieckiej niewoli. Początkowo przetrzymywany na Majdanku w Lublinie, zdołał podczas transportu przez most Poniatowskiego wyrzucić kartkę z informacją o miejscu swojego pobytu, która trafiła do rodziny. Później przeniesiono go do obozu koncentracyjnego Buchenwald, gdzie zgłosił się do pracy w odlewni w fabryce samolotów Junkers, w podobozie w Schönebeck. Choć Józef wyrobił dzienną normę, niemiecki nadzorca kazał mu dalej pracować. Uderzył go. − „Ty psie polski! Ty świnio! Do roboty!” − krzyczał – wspomina pan Mirosław. – A mój tata na to: „Mój ojciec mnie nie bił, a ty mnie będziesz bił?!”. Zaczęli się szamotać i wpadli do przeszklonego biura. Józef ważył wtedy 38 kilo. Potem tylko uszy chował, aby mu nie popuchły. Niemcy bili go nogą od stołu gdzie popadnie. Wydano wyrok: śmierć przez powieszenie.

Zamiast do USA, na Siekierki

Przenieśmy się teraz na Siekierki. W tym samym czasie mama pana Józefa siedziała przy stole i zanosiła się szlochem. Dostała kartkę o pobycie syna na Majdanku, ale od tego czasu minęło kilka miesięcy bez żadnej wieści. Nie mogła pogodzić się z tym, że syn już nie wróci. Przeszła na drugą stronę ulicy, aby uczestniczyć w objawieniach 12-letniej wówczas Władysławy Franczuk. − Wtedy Matka Boska przez panią Władzię jej powiedziała: „Nie płacz, bo grzeszysz. Twój syn wróci” – opowiada pan Mirosław. Następnego dnia zmienił się komendant obozu i rozkaz o powieszeniu Józefa Lewandowskiego cofnięto, a jego samego przeniesiono do obozowego szpitala. Po wyzwoleniu obozu walczył w szeregach armii Andersa. Będąc jeszcze w Niemczech, poznał swoją przyszłą żonę Felicję, która pochodziła z Ukrainy, spod Iwanofrankowska. Szybko wzięli ślub i jeszcze w 1946 roku urodził im się syn Mirosław (zdj. 1-4). Choć planowali wyjazd do USA lub Australii, znaleźli się w Szczecinie, a potem na Siekierkach.

Pochowana w habicie

Babcia Marianna zmarła w 1959 roku. Należała do III Zakonu św. Franciszka, od 1978 roku znanego jako Franciszkański Zakon Świeckich. Została pochowana w habicie. To ona przekazała panu Mirosławowi historię rodziną połączoną z siekierkowskim objawieniem. − Ja też wierzę. Co mam nie wierzyć, jak cały w tym jestem – tłumaczy pan Mirosław.