Bracia Janusz i Tadeusz Grzelcowie w dzieciństwie i po latach
—————————————————————————–
Identyczni, ale oko odruchowo szuka różnic. Jeden w ciepłych rękawicach, drugi bez. I obszycie kożuchów. Na jednym pasek, na drugim fala. A wokół biało. Zima taka, że z domu do ulicy Antoniewskiej chodzili białym tunelem. Gdy tata wysłał ich po papierosy, poszli gęsiego. Nie pamiętają, który podjął decyzję, aby pójść na Wilanówkę. Tylko na chwilkę. Nie pamiętają też, który pierwszy usłyszał odgłos pękającej tafli lodu. Może jednocześnie? Uratowali się w tej samej sekundzie. Grube kożuchy podtrzymały ich na powierzchni wody. Potem suszyli się u babci Zakrzewskiej.
Identyczni, ale oko odruchowo szuka różnic. Każdy z nich trzyma w rękach portret. Swój czy tego obok? Może zamienili się przekornie? Kiedy jeden złamał nogę, to drugiemu też coś się stało. Wsiadał na światłach na rower i wywrócił się. – Może sobie pani wyobrazić, że oni mi obaj naraz chorują? – opowiada mama Stanisława. – Kiedy się urodzili, pomyślałam, jak to będzie, dwóch chłopaków naraz? Ale dali radę.
Fotografie z archiwów rodzinnych Janusza i Tadeusza Grzelców