Wózek

Fot. z archiwum Tadeusza, Bożeny i Janusz Grzelców

od lewej: Tadeusz, Bożena i Janusz Grzelcowie

Wózek był Bożeny. Ale tak naprawdę Janusza i Tadeusza. Ułatwiał im opiekę nad siostrą. Choć było ich dwóch, wcale nie było to łatwe. Pewnego razu na jednej z antonówek zobaczyła duże, czerwone jabłko. Nie wiadomo, czy jego kolor, czy rozmiar, ale coś ja skusiło. Postanowiła je zdobyć. Wdrapując się po gałęziach, nie patrzyła w dół.  Weszła na jabłonkę i kiedy była już tuż, tuż, dopiero spojrzała. Od tej chwili nie mogła oderwać wzroku od ziemi. Nic nie było w stanie jej uspokoić, nawet fakt, że w pewnym  momencie mogła śmiało machać nogami, bo jedna z gałęzi postanowiła zatrzymać ją nieco dłużej przy sobie, wkradłszy się między szelki od spodni. To tata postawił ja z powrotem na ziemi. Mogła znowu patrzeć w niebo.

Fot. Artur Pawłowski

od lewej: Tadeusz, Bożena po mężu Kordasz i Janusz Grzelcowie

Wózek był Bożeny. Jego kolejna wersja służyła do transportu drewna. – Wszyscy jesteśmy karnawałowi, a siostra to nawet sylwestrowa  wyjaśniają Janusz i Tadeusz Grzelcowie. Między braćmi bliźniakami a siostrą jest siedem lat różnicy.