
Władysław Madej (po prawej) z sąsiadem Bolesławem Materą
Uścisk dłoni daje poczucie pewności. Sąsiedzki, bez płotu. Bo przecież tyle wspólnych historii. Jak wrócili po wojnie, nic się nie ostało. Śnieg trzeba było rozmrażać, aby mieć wodę. Działki małe, a obowiązywał zakaz budowy. Nawet jeśli dom był tylko dwuizbowy, a w nim czworo dzieci, ciotka, i tak w papierach wystarczało miejsca, aby dokwaterować jeszcze jedną osobę. A ponieważ budować nie było można, ludzie roz-budowywali, do-budowywali, prze-budowywali.
Fot. z archiwum Reginy Madej-Janiszek
—

Tomasz Janiszek z synem Gerardem Emilem
Uścisk dłoni daje poczucie pewności. Rodzicielski. Jest potwierdzeniem wspólnej historii. Dom został postawiony w 1935 roku. Po raz pierwszy spłonął w 1939. Po klęsce polskiej armii tata wrócił i gdy tylko go odbudował, w 1944 roku dom został ponownie zniszczony. Doszczętnie. Został tylko komin. Ale ocalał tata Władysław. Jako jeden z niewielu mężczyzn z Siekierek, przeżył ich spalenie i wywózkę mieszkańców. I znów odbudował dom. Po raz ostatni.
Fot. Artur Pawłowski
