WYPRAWA
Jest lato i wakacje. Hania i Kubuś od kilku dni, tak jak każdego lata, spędzają czas na działce z babcią Helą i dziadkiem Misiem.
Dzisiejszy dzień jest jakiś taki leniwy i inny od poprzednich. Nie ma upału. Słońce, od czasu do czasu, wygląda zza białych chmurek płynących po niebie. Delikatny wietrzyk porusza gałązkami drzew. Wokół cisza i spokój. Jest wczesne popołudnie. Dziadek zdrzemnął się, czytając gazetę po obiedzie. Babcia krząta się w kuchni, słuchając ulubionej audycji w radiu. Ani Hania, ani Kubuś nie mają pomysłu, co mogliby robić.
Siedzą, w ciszy, na drewnianych schodkach przed domkiem, grzebią patykami w ziemi milcząc. Czas płynie powoli i leniwie. Nic się nie dzieje, nic a nic.
– Haniu co będziemy robić? – pyta nagle Kubuś.
– Może pograjmy w tę grę, którą dostaliśmy od cioci Basi? – proponuje Hania.
– Eeee, nie. Nie chcę siedzieć i grać. Może wieczorem. – odpowiada jej Kubuś.
– To może pójdziemy ścieżką wzdłuż działek do Pani Krysi i dowiemy się, kiedy przyjedzie Adaś i Julka? – rzuca nowy pomysł Hania. – Pamiętasz jak fajnie bawiliśmy się z nimi w zeszłym roku?
– O tak, to doskonały pomysł. – radośnie odpowiada Kubuś. – Tylko wiesz, że najpierw musimy zapytać babcię, czy się zgadza? Dziadka nie będziemy przecież budzić. – mówi Kubuś i w mig z sennego i znudzonego, zmienia się w radosnego i gotowego do wymarszu.
– Babciu, babciu możemy pójść do Pani Krysi? Możemy? Możemy? – pytają donośnie szepcząc i podskakując niecierpliwie.
– Kochani możecie. – zgadza się babcia. – Tylko bardzo proszę idźcie prosto do Pani Krysi i nigdzie nie skręcajcie. Wracajcie jak tylko dowiecie się o tym kiedy przyjadą Adaś i Julka. – dodaje.
– Babciu, a możemy wracać inną drogą, tą troszkę dłuższą, dookoła? – dopytuje jeszcze Kubuś. –Zobaczylibyśmy gołębie pana Tadzia.
– Tak moje smyki kochane. To dobrze znana wam droga, więc nie zgubicie się na pewno. – zgadza się i na ten, jeszcze jeden pomysł babcia.
– Ale po obejrzeniu gołębi wracajcie od razu do nas. – mówi jeszcze babcia i dodaje. – Będziemy na was czekać razem z dziadkiem i jak wrócicie zjemy wspólnie wasz ulubiony budyń waniliowy z truskawkami, na podwieczorek.
Hania i Kubuś postanawiają, że to będzie ich mała wyprawa. Więc szybko pakują swoje wakacyjne plecaczki. Babcia już szykuje dla każdego małą buteleczkę ulubionego soku jabłkowego z cynamonem. Tak, na wszelki wypadek, gdyby zechciało im się pić. Jeszcze tylko Kubuś wrzuca do kieszeni swojego plecaczka szkło powiększające i malutką lornetkę (tegoroczne prezenty od św. Mikołaja), a Hania mały zeszycik, szczypczyki i kolorowe nożyczki, takie specjalne do papieru z okrągłymi czubeczkami – to wszystko służy jej do zbierania i suszenia listków, traw i kolorowych kwiatków.
Tak wyposażeni, na paluszkach, idą w stronę furtki, słysząc jak dziadek cichutko pochrapuje i jak wtóruje mu kudłata Mela.
Idąc ścieżką czują, że to był wspaniały pomysł. W zeszłym roku biegali tą trasą w tę i z powrotem, bawiąc się z Adasiem i Julką. To właśnie oni pokazali im gołębnik u pana Tadzia na działce. To dzięki nim dowiedzieli się, że hodowanie gołębi na Siekierkach to stary obyczaj, i że wielu mieszkańców do dziś na swoich podwórkach trzyma tutaj gołębie w gołębnikach.
To z Julką i Adasiem podczas zeszłych wakacji bardzo lubili patrzeć w niebo, gdy gołębie pana Tadzia wyfruwały z gołębnika całą chmarą w przestworza wysoko, wysoko… i fruwały to w jedną to w drugą stronę, wszystkie razem, machając równiutko skrzydłami. A potem obserwowali ich powrót, gdy pan Tadzio zagwizdał przeciągle i wtedy całe stado wracało do swojego drewnianego domku, trzepiąc skrzydłami i gruchając donośnie jeden przez drugiego. Pan Tadzio pozwalał im też czasem karmić gołębie. To była wielka frajda. Oni rzucali wtedy specjalnie przygotowaną karmę gołębiom, a one dziobkami stukały w podest gołębnika i zajadały się tym jedzeniem, jakby to był najpyszniejszy tort czekoladowy na całym świecie. Pan Tadzio wówczas opowiadał im o każdym gołębiu, o jego lotach, o tym skąd go ma i jak gołąb ma na imię.
– Kubusiu, jak myślisz? – idąc równym krokiem zapytała Hania. – Może Adaś i Jula już są? Może przyjechali właśnie dzisiaj i jak przyjdziemy do pani Krysi, oni tam będą i razem pójdziemy zobaczyć gołębie?
– Oj byłoby wspaniale. – odpowiedział Kubuś i podskoczył wesoło. – Jeszcze chwila i wszystko będzie wiadomo. Chodź szybciej Haniu, bo nie mogę się już doczekać! – dodał.
Gdy dotarli do działki pani Krysi, nikogo tam nie było. Nie było ani pani Krysi, ani Adasia, ani Julki. Tylko nieskoszona trawa bujnie kołysała się na wietrze i cichutko szumiała.
– Nieeee, jeszszcze nie teraz. Nieee. Jeszszczeee nieeee… – szeleściła szepcząc.
Hania i Kubuś stali przy furtce i smutno patrzyli w głąb działki.
– Nie martw się. Przyjadą później. – próbował pocieszyć Hanię Kubuś.
– Tak, pewnie przyjadą w piątek – pocieszała, z kolei Kubusia Hania. – Przyjdziemy tu w piątek i na pewno będą. – uśmiechnęła się do Kubusia.
– Haniu to co, pójdziemy teraz do pana Tadzia i jego gołębi? – zapytał Kubuś.
– Tak chodźmy. – dzielnie odparła Hania, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę dobrze znanej im działki i gołębnika.
Ogród działkowy pana Tadzia był położony tuż przy bramie wjazdowej na teren wszystkich działek. Gdy tam przyszli gołębie właśnie zdążyły wylądować po swoich treningowych lotach i zapamiętale wydziobywały karmę.
Hania i Kubuś przywitali się z panem Tadziem, który zajęty sprzątaniem gołębnika tylko kiwnął do nich przyjaźnie głową. Potem popatrzyli przez chwilę na szare i białe gołębie, a potem smętnie zaczęli szykować się do powrotu do babci Heli i dziadka Misia.
Jakoś szybko skończyła się ich wyprawa. I jakoś tak smutno i bez spełnienia ich oczekiwań.
– Haniu usiądźmy na chwilę tutaj pod tym bzem i zastanówmy się co teraz zrobimy. – zaproponował Kubuś patrząc smutno w ziemię, pod stopy…
– Albo wiesz co? – Kubuś podniósł głowę i spojrzał Hani w oczy radośnie.
– Mam pomysł! Skoro to miała być wyprawa, a wyprawa jest zwykle po coś, co się zdobywa lub odkrywa, to może spróbujmy coś odkryć albo zdobyć!
– Ale co Kubusiu? – zaczęła dopytywać się Hania.
– Haniu – Kubuś zaczął szybko i ochoczo tłumaczyć swój pomysł. – Jak jedziemy z domu na działkę, to zwykle tata staje przed tą zieloną, starą bramą samochodem i gdy ją otworzy to wysiadamy i czym prędzej biegniemy na działkę, prawda!
– No tak! Tak właśnie jest. – potwierdziła zaciekawiona Hania.
– I nigdy nie widzieliśmy jeszcze tego co zostaje wtedy za nami, po drugiej stronie drogi, prawda?
– No tak, tak właśnie jest. – mówiąc to, Hania kiwnęła głową twierdząco.
– Pamiętasz, jak dziadek mówił, że tam teraz nic nie ma, tylko gąszcz? – Kubuś rzucił jeszcze jedno pytanie.
Hania lekko zdziwiona, nie rozumiejąc po co Kubuś zadaje jej tyle pytań, przytaknęła.
Tymczasem Kubuś mówił dalej.
– No to może teraz zobaczymy co tam jest! – wykrzyknął podekscytowany.
– Kubusiu, ale nie możemy tam iść, bo nie wolno nam wychodzić za bramę, a poza tym to są tylko krzaki i jakieś zarośla. Tu nie mam nic do zdobywania i odkrywania. – odpowiedziała, teraz już lekko wystraszona Hania. – Wracajmy na naszą działkę, tak jak prosiła babcia Hela. – dodała.
– Haniu, ale chodźmy tam tylko na chwilkę, parę kroków. Dziadek Miś pokazuje nam różne ciekawe miejsca na Siekierkach, a my zobaczymy i odkryjemy troszkę tych krzaków i zarośli. – zawołał Kubuś bardzo przejęty i podskoczył w górę jak piłeczka.
– Kubusiu, przecież brama jest zamknięta i nawet jeśli chcielibyśmy wyjść, to nie damy rady. – Hania próbowała powstrzymać Kubusia.
– Co tam brama! – Kubuś już zamienił się w odkrywcę i szybko ruszył do starej, wielkiej, metalowej, zielonej bramy.
Ku zdziwieniu i Kubusia i Hani, brama była lekko uchylona. Ktoś musiał jej nie domknąć i teraz można było wyjść na ulicę Nadrzeczną bez problemu.
Kubuś nie wahając się ani chwili, wystawił jedną nogę za bramę, a zaraz potem wystawił głowę. Ostrożnie spojrzał w lewo, w prawo i znów w lewo, tak jak często mówił tata, gdy przechodzili razem przez ulicę, trzymając się za ręce. Jeszcze raz rozejrzał się w skupieniu, czy droga jest wolna i Hania zobaczyła go, jak już stoi po drugiej stronie drogi, wesoło machając do niej ręką.
– Haniu chodź! – wołał i patrzył dumnie.
– Kubusiu wracajmy. Boję się. Babcia prosiła, żebyśmy nigdzie nie skręcali i szybko wracali na podwieczorek. – odkrzyknęła Hania. – Pamiętasz dzisiaj będzie budyń waniliowy? – dodała, żeby zachęcić Kubusia do powrotu.
– Chodź Haniu. Przecież jest jeszcze troszkę czasu. Chodź, zobaczmy co jest za pierwszym drzewem i pierwszym krzakiem, i szybciutko wrócimy. Rozejrzyj się tylko ostrożnie, czy nie nadjeżdża ktoś samochodem lub rowerem, i chodź, no chodź! – zawołał znowu, a w oczach miał jedną wielką, radosną prośbę.
Hania nie chciała zostawić go samego. Nie chciała też wracać sama do babci i dziadka, bo co by im powiedziała o tym, że przyszła sama bez Kubusia. Chwilę zastanawiała się co zrobić. Rozważała w myślach, czy to jest dobry pomysł, ale ciekawość wzięła górę, no i już widziała dziadka dumnego z nich, że odkryli nowe, nieznane miejsce na Siekierkach. Zaraz potem, rozejrzawszy się czy może bezpiecznie przejść przez ulicę, uznała, że tak i ruszyła do Kubusia. Chwilę później stała tuż obok niego i pierwszy raz patrzyła na dobrze znaną jej zieloną bramę, ale z nowego nieznanego jej dotąd miejsca. Czuła silne emocje: strach mieszał się w niej ze zdumieniem. Stała obok Kubusia króciutką chwilę i zaraz potem spytała go.
– Już? Możemy wracać? – głos jej drżał z emocji. Wiedziała przecież, że nie powinni wychodzić z działek. – No nie Haniu. Jeszcze nie, bo niczego nie odkryliśmy. – upierał się Kubuś. – Chodź pójdziemy kawałeczek dalej, za to drzewo. No chodź! Szybciutko! Podaj mi rękę i idziemy. Przecież jesteśmy odkrywcami! – uśmiechnął się i ruszył na przód łapiąc ją delikatnie za dłoń.
