SPOTKANIE
I tak przeszli parę kroków powoli, rozglądając się na boki. I nagle, ni stąd ni z owąd Kubuś odbił się od, trudnej do zauważenia, siatki oddzielającej krzaki i zarośla od ulicy Nadrzecznej.
– Ooo, ten teren jest ogrodzony! I przez to jest niedostępny! – słychać było w jego głosie wielkie zaskoczenie i rozczarowanie.
– No widzisz Kubusiu, wracajmy. Nic tu po nas! – Hania nie kryła swojego zadowolenia, że zaraz wrócą na teren działek i do dziadków.
Słońce tańczyło złociście na liściach gęstwiny za siatką. Już mieli zawracać, gdy nagle, nie wiadomo skąd usłyszeli, cichutkie – Ach! Ach!
Stanęli w miejscu zadziwieni, tym co usłyszeli.
– Haniu co to jest? – spytał zdziwiony Kubuś i zaraz potem stwierdził. – Nigdy nie słyszałem czegoś takiego.
– Kubusiu to chyba jakieś zwierzątko! – próbowała odgadnąć Hania. – Tylko jakie? – zastanawiała się na głos.
– Może to jest jakiś ptaszek? – zgadywał Kubuś.
– E nie! – zaprzeczyła Hania. – Ptaszek raczej dźwięcznie śpiewa, albo ćwierka, albo wydaje z siebie melodyjne trele, a to było… – lecz nie zdążyła dokończyć bo znowu usłyszeli cichutkie. – Ach! Ach!
Popatrzyli na siebie i zaczęli rozglądać się dookoła. Ale niczego nie zobaczyli. W ogóle nic nie wskazywało na to, że tam w ogóle coś jest. Ale przecież dobrze słyszeli. Coś powiedziało – Ach! Ach!
Kubuś dał znak Hani, żeby przykucnęli. Wyjął z plecaczka małą lornetkę i szkło powiększające. Lornetkę podał Hani, żeby zobaczyła co dzieje się dookoła nich w oddali, a sam zaczął uważnie studiować ich najbliższe otoczenie, patrząc przez szkło.
Hania zamarła w bezruchu. Czuła, że jej nogi robią się miękkie ze strachu, a serce wali jej tak głośno, że chyba teraz tylko właśnie jej serce słychać w całej okolicy. Z niepokojem patrzyła przez lornetkę uważnie, to w lewą, to w prawą stronę.
I nic!
Ani Kubuś, ani Hania nie widzieli niczego ani nikogo, kto mógłby powiedzieć to co usłyszeli parę chwil temu.
Ale teraz znowu rozległo się, tym razem nieco głośniejsze pytanie.
– Ach! Gdzie jesteś? – i zaraz potem cichutkie westchnienie.
Hania i Kubuś popatrzyli na siebie i już wiedzieli, że ten tajemniczy głos dochodzi do nich z kępy małych krzaczków, rosnących tuż przy ogrodzeniu, od którego odbił się niedawno Kubuś.
– Ech, przestań wołać i nawoływać. Nie widzisz, że tu ktoś jest! Jeszcze nas usłyszy! – takie słowa dotarły teraz do uszu Kubusia i Hani zza innego krzaczka, który wydawał się troszkę poruszać i drgać, ale tak jakoś inaczej, aniżeli inne krzaczki ruszające się na wietrze. Ten dziwnie poruszający się krzaczek rósł dla odmiany, za ogrodzeniem z siatki.
Haniu to coś nie jest jedno! – wyszeptał Kubuś. Miał przy tym oczy szeroko otwarte i Hania czuła, że jej oczy są tak samo szeroko otwarte, jak oczy jej brata. Zrobiło się i Hani i Kubusiowi nieswojo. Przez głowę Kubusia przemknęła myśl, żeby natychmiast stąd uciekać. Ale on odkrywca i zdobywca, nie może tak po prostu odejść z tego miejsca, zanim nie zbada co powiedziało: „Ach! Ach!”. Musi być dzielny, bo Hania się przestraszy. Jednak czuł jak zaczynają mu się trząść kolana i właściwie nie może zrobić kroku.
– Ach! Ale ja nie mogę przestać, bo nie wiem gdzie jesteś, a przecież musimy szybko iść razem po pomoc! – znowu odezwał się ten sam dziwny, nieznajomy głosik.
„Pomoc”. Na to słowo i Hania i Kubuś poczuli, że tu dzieje się coś ważnego. Ktoś potrzebuje pomocy! Ale kto? W czym? I jak można mu pomóc? Rodzice, i dziadek, i babcia zawsze im mówili, że jak ktoś potrzebuje pomocy, to koniecznie trzeba pomóc, tak jak się potrafi najlepiej. Że wszyscy powinni sobie pomagać nawzajem, i że nie wolno nikogo, ani człowieka, ani żadnego zwierzątka zostawiać w potrzebie, samemu sobie.
I tu na skraju ulicy Nadrzecznej, wśród krzaków i zarośli, jest ktoś lub coś co potrzebuje pomocy i sprawa wygląda poważnie.
– Haniu słyszałaś? Ktoś potrzebuje pomocy. – najciszej jak potrafił, wyszeptał Kubuś.
– Słyszałam, ale tak bardzo się boję, że nie wiem co mam zrobić. – szepnęła Hania przez ściśnięte strachem gardło. – Właściwie Haniu, to ja nie mogę się ruszyć, tak bardzo się boję. – wymamrotał Kubuś jeszcze tych kilka słów i zamilkł z wrażenia.
Hania nie zdążyła nic na to odpowiedzieć, bo właśnie zza krzaczka wyłoniło się małe coś. Coś jakby ogonek albo nie, jakby łapka.
Kubuś na chwilę oniemiał. Ale za moment zebrał się na odwagę i co prawda bardzo niepewnie, pełen gotowości do odwrotu, podszedł jeden maluteńki kroczek bliżej i… zobaczył małego stworka, który wysuwał się właśnie nieśmiało zza krzaczka, zaraz za tym nibyogonkiem czy nibyłapką. Był nieduży. Miał dziwny nieokreślony kolor i był lekko puchaty. Teraz już cały wyszedł zza krzaczka i patrzył to na Hanię, to na Kubusia, wodząc swoimi bardzo, bardzo smutnymi oczkami i nawet lekko zadygotał, gdy Hania i Kubuś przyglądali się mu z uwagą.
Hania patrzyła na stworka i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Mowę jej odebrało. Tymczasem Kubuś wykrztusił z siebie pierwsze pytanie jakie przyszło mu do głowy.
– Kim jesteś? – nigdy wcześniej nie widział takiego czegoś, a może kogoś. Patrzył i nie mógł oczu oderwać od smutno patrzącego na niego stworka.
– Je…, jestem… Sie… Siekierczakiem…a właściwie jestem dzieckiem Siekierczaków. – odpowiedział nieśmiało malutki jegomość.
– O… to, to cie… ciekawe. – odpowiedział Kubuś, czując muśnięcie ulgi w całym ciele, po usłyszeniu słowa „dziecko”.
– A ty jesteś małym człowiekiem, prawda? – zapytał smutny stworek z troszkę większą pewnością siebie niż przed chwilą, i malutką nutką dumy w głosie, bo on wiedział kim jest Kubuś.
– Tak to prawda jestem dzieckiem ludzi, a właściwie mamy i taty. I mam na imię Kubuś. A to jest moja siostra Hania. Jesteśmy bliźniętami i jesteśmy bardzo podobni do siebie. – z pewną swadą, jednym tchem wyrzucił z siebie nerwowo potok słów Kubuś. W ten sposób dodając sobie troszkę odwagi, bo dalej nie wiedział co się dzieje. Czy to, że spotkali te stworki tzn. Siekierczaki, to jest dobrze czy źle, czy należy się ich bać czy można się próbować z nimi zakolegować, i co w ogóle wyniknie z tego spotkania. A przede wszystkim, o co chodzi z tą pomocą.
– Ja też mam rodzeństwo. – z leciutkim, ale smutnym uśmiechem powiedział ten nowy ktoś – i też, tak jak ty Kubusiu, mam siostrę bliźniaczkę, ale nie jesteśmy w ogóle do siebie podobni. Ona ma na imię Ach, a ja Ech.
– Ooo jakie niespotykane imiona macie. – stwierdził z zainteresowaniem Kubuś.
Tymczasem Hania nadal stała jak zamurowana i wciąż nie mogła uwierzyć w to co widzi i w to co słyszy. Czuła, że przestaje się już tak bardzo bać, i że jej strach powoli ustępuje miejsca zdumieniu i zaciekawieniu. A przy tym, tak jak Kubuś, zastanawiała się, czy to dobrze czy to źle, że rozmawiają z tymi stworkami. Rodzice przecież zawsze mówią, że nie powinni rozmawiać z obcymi.
– A gdzie jest twoja siostra? – zadał stworkowi nowe pytanie Kubuś. To było kolejne pytanie jakie przyszło mu do głowy, mimo wielkiego zaskoczenia wyłonieniem się zza krzaczka Siekierczaka.
– Tam za siatką, od której się odbiłeś kilka chwil temu. O tam, za tym krzaczkiem. – odpowiedział smutno Ech. I zaraz dodał, oczywiście smutnym głosem, i smutno popatrzył w kierunku, który wskazywała jego łapka – wiem to, bo ten krzaczek cały się trzęsie, dygocze i podskakuje. Tam musi być moja siostra, ponieważ ją zawsze rozpiera radość i dlatego wciąż się rusza.
I rzeczywiście, jeden z krzaczków za ogrodzeniem ruszał się jakby tańczył i podrygiwał. I nagle spośród jego gałązek i listków wyskoczył drugi stworek. Był podobnej wielkości jak ten pierwszy, ale miał inny kolor, jakiś taki pogodniejszy, jednak też trudny do określenia. I miał na sobie malutką zwiewną spódniczkę.
– Hej jestem Ach. – powiedziała mała kruszynka i zawirowała na jednej ze swych łapkonóżek. A gdy wylądowała buzią w ich stronę, spojrzała na Kubusia i Hanię wesołymi oczkami, a potem klasnęła radośnie w łapkorączki.
– Ech jaka jestem szczęśliwa! A tak się bałam, gdy was zobaczyłam, gdy przechodziliście przez zieloną bramę i stanęliście po naszej stronie ulicy – zawołała. – Pierwszy raz widzę z bliska ludzkie dzieci! – uśmiechnęła się i zrobiła kilka drobnych tanecznych kroczków w przód i w tył. – Ale fajnie! Nareszcie! Zawsze chciałam poznać ludzkie dzieciii… – zanuciła. – Znudziło mi się już ich oglądanie na odległość, gdy biegają po działkach. – nie wiadomo czy bardziej wypowiedziała, czy bardziej wyuśmiechnęła to co usłyszał Kubuś i Hania. – Super, Super, tralalala… – wirowała śpiewając.
– No faktycznie nie jesteście do siebie podobni. – stwierdził Kubuś, a Hania mu przytaknęła, bo było jasne, że Ech jest smutnym stworkiem, a Ach jest radosnym stworkiem.
O nie, nie! Nie stworkiem! – poprawiła się w myślach Hania. Oni nie są stworkami, to są przecież Siekierczaki! Cokolwiek miałoby to znaczyć. I poczuła jak zaczyna ją rozpierać ciekawość, kim są Siekierczaki, i co tu robią, i co to właściwie oznacza być Siekierczakiem.
Ale nie zdążyła o to zapytać, bo nagle Ach przestała pląsać i śmiać się, kręcąc się w kółko. Stanęła w miejscu jak wryta i słodkim radosnym głosikiem zapytała, nie, właściwie zakrzyknęła.
– Ech a może oni nam pomogą uwolnić Fifi? – Ech spojrzał na Ach poważnie i oczywiście smutno zarazem, a potem zamyślił się na chwilę.
– Uwolnić Fifi? – jednocześnie wykrzyknęli to samo pytanie Hania i Kubuś.
Wtedy Ech zaczął szybko i z przejęciem opowiadać o nieszczęściu, które spotkało ich przyjaciółkę, wiewiórkę Fifi.
