
Jan Grzelec
Oddziela, wieńczy, zamyka. Daje schronienie i najbliżej mu do nieba. – Teraz przychodzi maszyna, dźwig, a kiedyś… Jestem sobie na Marszałkowskiej, patrzę, a on, mój mąż, na jakiś linkach, gdzieś tam, na górze, w powietrzu! – wspomina pani Stanisława. Jan Grzelec był dekarzem. Naprawiał dachy w całej powojennej Warszawie, a także w swoim domu przy Antoniewskiej.
Fot. archiwum Janusza i Tadeusza Grzelców
—

Janusz i Tadeusz Grzelcowie
Oddziela, wieńczy, zamyka. Daje schronienie i najbliżej mu do nieba. Dach domu jednego z warszawskich dekarzy z wojennej zawieruchy uratowała tona jabłek i siano. Jeszcze dziś po wejściu na strych widzi się ślady ognia. To pamiątka po II wojnie światowej, kiedy żołnierze niemieccy spalili Siekierki i wypędzili mieszkańców. Ale sufit i dach przetrwały, bo na strychu trzymano jabłka z rodzinnego sadu. To one, leżakując grzecznie na sianie, strzegły dachu Stanisławy i Jana Grzelców, a potem ich dzieci, bliźniaków Tadeusza i Janusza oraz córki Bożeny.
Fot. Artur Pawłowski
